"Nadchodzi zima" - w tej dewizie rodu Starków zakochałem się odkąd pierwszy raz przeczytałem "Grę o tron" George'a R.R.Martina. Piękna jest po prostu. Dwa krótkie słowa, a ile znaczeń, ile głębi w nich drzemie! Ile ponurej rezygnacji i pogodzenia ze światem, a jednocześnie świadomości, że jest się kowalem własnego losu! Nadchodzi zima - szykujcie się. Choć wokół lato w pełni, choć zboże się złoci na polach, a w sadach gałęzie uginają się pod ciężarem dojrzałych owoców, choć dni są długie, a noce ciepłe - zima nadchodzi. Nie wolno o tym zapomnieć, nie wolno spocząć na laurach, poddać się lenistwu, trzeba pracować, przygotowywać się na zimę, na gorsze czasy. Bo zima w końcu nadejdzie i biada temu, kto nie będzie gotów.
No więc przygotowuję się do zimy. Nie tylko do tej metaforycznej, ale również tej realnej, która zbliża się wielkimi krokami i jak zawsze ciągnąć się będzie przez cholerne pół roku.
Dostałem od przyjaciela kilka kilogramów aronii. Przetwory z tych owoców świetnie sie sprawdzają jako zapasy na zimę, a to ze względu na ich zdumiewające wręcz właściwości zdrowotne. Zawierają całe mnóstwo przeciwutleniaczy, które hamują procesy starzenia i zapobiegają nowotworom. Oczyszczają organizm z toksyn, obniżają ciśnienie, wzmacniają ściany naczyń krwionośnych, działają antystresowo, łagodzą choroby trzustki i wątroby oraz pomagają w leczeniu mnóstwa innych chorób, o których nigdy wcześniej nie słyszałem. Na dodatek są bogatym źródłem całego tłumu witamin: C, B2, B9, E i nawet, czymkolwiek by nie była, witaminy PP.
Z aronii można robić soki, konfitury, dżemy czy galaretki, jednak ja postanowiłem przyrządzić wino aroniowe. Ma ono bowiem wszystkie wymienione wyżej właściwości zdrowotne, ale przy okazji podane w odpowiedniej dawce leczy także zapalenie duszy.
Od razu przyznaję się, że wino robiłem pierwszy raz w życiu i nie wiem nawet jaki będzie efekt końcowy. Ale korzystałem z rad doświadczonego winiarza, a i sam nie jestem kompletnym laikiem w kwestii wyrobu alkoholi, bo zrobiłem już w życiu kilka miodów pitnych i uwarzyłem ze dwa czy trzy hektolitry piwa, więc obstawiam, że moje wino powinno nadawać się do spożycia. Jeśli ktoś jednak przed skorzystaniem z tego przepisu postanowi skonfrontować go z innymi dostępnymi w sieci to się nie obrażę.
Uwaga: Przed przystąpieniem do robienia wina z aronii ubieramy się w najgorsze ciuchy, a najlepiej to w ogóle wyścielić całą kuchnię folią malarską - sok z aronii brudzi bowiem straszliwie, a plamy nie chcą w ogóle schodzić. Ja po nastawieniu wina musiałem wysłuchać od małżonki kilku gorzkich słów na temat niebieskawych plamek na ścianie.
Druga uwaga: Przy wyrobie wina bardzo ważna jest czystość sprzętu. Wszystko, co ma kontakt z winem należy zdezynfekować. Najprościej jest to zrobić wrzątkiem, ale można też użyć np. odpowiedniego roztworu pirosiarczanu potasu.
Co nam będzie potrzebne? Jak do wyrobu każdego wina - pojemnik fermentacyjny, szklany balon, korek i rurka fermentacyjna, termometr spożywczy, wężyk do odciągu i sporo cierpliwości. Wszelkie te utensylia (z wyjątkiem ostatniego) można kupić w marketach budowlanych lub zamówić w sklepach internetowych, np. TUTAJ lub TUTAJ. Trochę to wszystko niestety kosztuje, ale służyć nam może przez długie lata.
Składniki na 1 kg aronii:
1,3 l wody,
0,2 l syropu cukrowego ( 1 l syropu uzyskuje z rozpuszczenia 1 kg cukru w 420 ml wody) + 0,1 l syropu, które dodajemy po tygodniu
6 g kwasku cytrynowego,
Ok. 1g pożywki do drożdży
Drożdże do win czerwonych (z drożdży należy przygotować tzw. matkę drożdżową według przepisu podanego na opakowaniu - zajmuje to kilka dni)
2 g pirosiarczanu potasu na 10 l nastawu (dla odkażenia)
Aronie można przez kilka dni przemrozić trzymając w zamrażalniku - poprawia to ich smak. Owoce rozdrabniamy (ale nie miksujemy!), podobno można to zrobić w maszynce do mięsa, ale mi wydaje się to nieco problematyczne, więc po prostu rozgniotłem je rękami w pojemniku fermentacyjnym. Rozdrobnione owoce zalewamy wrzątkiem, czekamy aż ostygnie do temperatury ok. 24 stopni i dodajemy resztę składników i przygotowaną matkę drożdżową. Zamykamy pojemnik fermentacyjny, do rurki fermentacyjnej nalewamy wody i czekamy.
Po tygodniu dodajemy 0,1 l syropu na kilogram owoców i dalej czekamy.
Po kolejnym tygodniu odcedzamy moszcz od resztek owoców i przelewamy do balona (na tym etapie, dla złagodzenia cierpkości aronii można dodać sok jabłkowy w proporcji do moszczu 1 do 4 lub 1 do 3). Balon, zatkany rzecz jasna korkiem z rurką fermentacyjną, odstawiamy do piwnicy. Po upływie półtora miesiąca wino zlewamy znad osadu za pomocą wężyka, zostawiamy w spokoju na kolejne 2-3 tygodnie i ponownie zlewamy (czynność tę powtarzamy co 2-3 tygodnie, dopóki wytrąca się osad).
Wino można pić po 6 miesiącach od nastawienia. Czyli jeśli nastawimy je teraz, to gotowe będzie akurat na przełom marca i kwietnia, kiedy organizm wycieńczony jest po kilku miesiącach mrozu i ciemności, a wiosna idzie i idzie, ale jakoś nie może przyjść. To, czego nie wypijemy od razu można zabutelkować i zostawić do dojrzewania na kolejną zimę.
Moje wino aroniowe jest jak na razie na etapie fermentacji. O postępach będę informował, a jak wyszło dam znać już za pół roku!